czwartek, 12 kwietnia 2018

Ouezzane - Er-Rich

Noc była bardzo zimna. Na zewnątrz koło 10st.C. Wewnątrz tyle samo, ponieważ nie ma tu ogrzewania. Hotel przy głównym placu jest swoją drogą najlepszy w mieście. Wejście ukryte jest w uliczce bazaru. Zmarzliśmy trochę w nocy. Żeby nie było zbyt łatwo, rano lało, a niebo całkowicie zasnute ciemnymi chmurami.
Wstaliśmy dziarsko, gotowi do drogi, nadrabiając minami. Jeszcze przed ósmą do pokoju zastukał zakapturzony (kaptury przy galabijach są charakterystyczne dla tego regionu, wkleję zdjęcie, jak będzie internet) wlaściel parkingu. Mamy wystawić motocykle, bo on za chwilę wyjeżdża. W kompletnym stroju poszliśmy zatem na śniadanie na ukrytym obok bazaru patio. Jajecznica z dużą ilością oliwy (typowej dla regionu) była jedynym daniem, które nam się wydawało stosowne.
Jeszcze przed południem przestało padać, a nawet wyszło słońce. Pyszny obiad z grilla koło Meknes, na słońcu nawet ciepło.
Droga, którą przekraczaliśmy północno-wschodni koniec Atlasu wspięła się na ponad 2200 m npm. Zimny i porywisty wiatr. Zapomniane tłumne miasteczko wysoko na wygwizdowie, po niewczasie każdy z nas żałował, że nie zatrzymaliśmy się, aby na zdjęciu uchwycić klimat. Będziemy wracać.
Po tej stronie gór zrobiło się wreszcie cieplej. Sporo przed zachodem słońca, zgodnie z planem, zatrzymaliśmy się w Er-Rich. Klimatyczne miejsce. Podobnie jak wczoraj, jesteśmy tu jedynymi turystami. A tak chciałoby się czasami wtopić w tłum. Tomek i Maciek mają fajne ujęcia z go-pro.
Widok z okna hotelu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz